wtorek, 22 stycznia 2013

Bach, Haendel, Chopin, Mozart...

Właściwie od zawsze chciałam umieć grać na pianinie. Nie rozumiem, dlaczego mi się to nie udało w wieku przedszkolnym. Może gdybym wychowywała się w klimacie Rubinsztajnów, grałabym jak Martha Argerich. Ale nic to, jak mawiał Onufry Zagłoba. Na nic nigdy nie jest za późno. Wziełam się do roboty w wieku dorosłym i zaczęłam bębnić w klawisze godzinami i codziennie. Pukali się ludzie w czółko, a ja chciałam i chciałam. No, i gram małe sonatiny i preludia dla dzieci. Umiejętność czytania nut ze szkoły podstawowej bardzo mi się przydała. Reszty dokonały dobre koleżanki-nauczycielki muzyki, które poświęciły mi na początku trochę czasu. Ave Maria - proszę bardzo, gram bez problemu. I do tego śpiewam. Nichts ist unmöglich.




 
 
 
 

2 komentarze:

  1. Miałaś silną motywację. Podziwiam, bo ja na życzenie rodziców bębniłam na pianinie pod okiem nauczycielki nawet jakieś proste mazurki Chopina, a jak nikt nie mobilizował, to przestałam i zapomniałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielka szkoda, ze przestalas - moze kiedys wrocisz do pianina? U nas w domu byla gitara, skrzypce (ojciec gral), banjola, a ja sie upieralam przy pianinie. Niestety, by grac, trzeba duzo cwiczyc.To bardzo czasochlonne hobby.

    OdpowiedzUsuń